Keks ulubiony pełen bakalii
Keks. Moje ulubione, aż kipiące od (nadmiaru) bakalii ciasto, które piekę nie tylko na Boże Narodzenie. Uwielbiam jego słodki od suszonych owoców smak i fakt, że tak długo trzyma świeżość. Wystarczy owinąć gotowe ciasto pergaminem (papierem do pieczenia) lub zamknąć w pojemniku na żywność by cieszyło przez wieeele dni.
Aby bakalie dodawane do keksa nie tylko pełne były smaku, ale dodatkowo nie spaliły się (myślę tu o górnej warstwie ciasta) warto namoczyć je uprzednio w rumie (tak lubię najbardziej!) lub soku z pomarańczy. Obie metody sprawdzą się doskonale. Najlepiej nawet dzień wcześniej zalać owoce płynem, by wypiły go do ostatniej kropelki.
Bakalie przed dodaniem do ciasta można również obtoczyć w odrobinie mąki- ten prosty trik zapobiega opadnięciu owoców na dno ciasta.
Aby keks naprawdę pięknie prezentował się na świątecznym stole, wierzch ciasta (już po upieczeniu) smaruję łyżką lub dwoma jasnego dżemu (np. brzoskwiniowego) rozprowadzonego z odrobiną wrzątku, by stał się rzadszy. Taką glazurą pokrywam keks- staje się błyszczący, bardzo apetyczny i nie obsycha.
Do upieczenia mojego keksa wykorzystałam typową foremkę korytko o wymiarach ok. 25×15 cm. Foremkę smaruję masłem i obsypuję wewnątrz odrobiną mąki pszennej, aby ciasto nie przywierało. Można też wyłożyć foremkę papierem do pieczenia.
Polecam kroić keks dopiero, gdy dokładnie wystygnie. Ja niestety nie wytrzymałam i kroiłam jeszcze ciepły (ach, ta niecierpliwość!), dlatego moje kawałki nie są idealnie równe i gładkie w przekroju. Przekonacie się jednak, że chłodny keks kroi się bardzo łatwo, a bakalie nie stawiają oporu.
I ostatnia sprawa, skład bakalii zależy od Waszego gustu. Wybierzcie ulubiony gatunek orzechów, morele, rodzynki lub żurawiny. W końcu to Wasze ciasto!