Lemoniada i syrop z kwiatów czarnego bzu
Jestem szczęściarą, że mam w ogrodzie dwa dorodne krzaki czarnego bzu. Teraz, na początku czerwca, kwitną jak oszalałe, całe pokryły się lekko puchatymi, białymi kwiatami i pachną jak najpiękniejsze perfumy świata! Aż żal ich nie wykorzystać (choć te nie zerwane przemienią się późnym latem w ciemne owoce, które świetnie sprawdzą się przy przygotowaniu np. dżemu, ale o tym innym razem…).
Jeśli jednak nie macie bzu na wyciągnięcie dłoni, bardzo łatwo znaleźć na obrzeżach pól czy w parkach te wspaniałe krzaki. Wystarczy podejść z nożyczkami i obciąć do wiaderka kwiaty. Im więcej, tym lepiej. Wiadomo!;)
Moja lemoniada to raczej syrop z kwiatów czarnego bzu. Robię taki esencjonalny „sok”, a przed podaniem mieszam go zimną wodą gazowaną, od razu mam najlepszą oranżadę świata! W tej samej formie wekuję „syrop” na zimę. Wtedy z kolei doprawiam go przed wypiciem z gorącą wodą z cytryną i najlepsze lekarstwo na przeziębienie gotowe!
Proporcje możecie ustalać sobie w tym przepisie sami, do smaku. Wiadomo jednak, że im więcej kwiatów, tym napar będzie miał intensywniejszy smak (potem jego moc regulować możemy dolewając więcej/mniej wody). Klasycznie cukier do syropu dodajmy w proporcji do wody jak 1:2, ja jednak daję go nieco mniej. Decyzja należy do Was!
Gotować??? toż to mordestwo całego subtelnego kwiatowego życia. Nigdy!!!
Robię od lat, nigdy nie gotuję, dodaję tylko trochę cukru – lżkę, max dwie na litr i już. Na kwiatach sądzikie drożdże, które przeżerającukier wytwarzając dwutlenek węgla (żadnej gazowanej wody nie trzeba), po trzech dniach burzliwej fermentacji (trzymać w ciepłym!) przelać do zamykanych butelek – niech fermentuje dalej – oczywiscie bez kwiatów i cytryny. Robi się cudowny napój przypominający w smaku dobrego szampana – im dłużej, tym bardziej wytrawny i więcej alkoholu. W 2019 ostatnią butelkę po grolschu 1,5 l otworzylliśmy na Nowy Rok – strzela naprawdę jak szampan, trzeba uważać. A alkoholu całkiem sporo, zależy ile cukru. pozdrowionka :-)