Najlepszy z najlepszych. Piernik.
Zdecydowałam się już jakiś czas temu.
Święta mnie w tym tylko utwierdziły, a ostatni tydzień postawił kropkę nad „i” : piernik to moje zdecydowanie, bez dwóch zdań, ulubione ciasto!
Przez ostatnie dwa tygodnie jadłam go w ilościach wręcz hurtowych i (o dziwo!) ciągle nie mam dość.
Nie mówię jednak o takim pierwszym lepszym pierniku. Ten Mój musi mieć dość ciężką konsystencję, orzechy włoskie w środku i stawać się z dnia na dzień coraz pyszniejszy. Bo taki piernik nie jest wcale najlepszy zaraz po upieczeniu. On musi poleżakować. Wtedy jest idealny.
Przepis pochodzi z „Kuchni Polskiej” (wydanie z 1982 roku należące do mojej Mamy).
Po zabrudzeniu stron widać, że był wiele razy eksploatowany:)
Wygląda pysznie, skusiłam się i niestety wyszedł zakalec, chyba zbyt krótko piekłam… Ale się nie poddam, rodzina oszalała na punkcie tego co jednak było jadalne. Za chwilę robię ponownie…