Przepisy
Agaty

Szybka metamorfoza mojej (kiedyś) białej sypialni

Dom Agaty

To nasze … o matko! już czwarte wspólne gniazdko. Wszystkie dotychczas były jeśli nie białe, to na pewno jasne. Przechodziliśmy przez okres „waniliowych mgiełek” i „błękitu nieba”, czyli całej palety bardzo subtelnych pasteli, które były w zasadzie tylko zabrudzoną kroplą barwnika bielą. Było delikatnie i lekko.

W domu postawiliśmy na biel. Ba! Wszystkie ściany i sufity pomalowaliśmy nawet sami (przy okazji siedzenia Piotrowi „na barana”, z wałkiem w dłoni malując brzeg sufitu dowiedziałam się, że jednak mam lęk wysokości). Malowaliśmy na biało, oczywiście. Wyłom był jeden- wiatrołap. W nim zaszaleliśmy i postawiliśmy na…czerń. Ciemną, głęboka, najprawdziwszą czarną farbę. To małe wnętrze, jednak ma aż troje drzwi (białych), więc szczęśliwie nie stało się klaustofobiczną norką.

Wiem dobrze, że naprawdę kolorowe wnętrza to ja bardzo lubię, ale u innych. Na Instagramie klikam zawzięcie serduszka pod postami z zielonymi ścianami i postawionymi pod nimi czerwonymi krzesłami. Kocham kontrasty, u sąsiadów mnie zachwycają. Ja zawsze byłam jednak bardziej zachowawcza i konsekwentnie mazałam ściany na biało.

Tak było jeszcze do niedawna:

Klasyczne „before and after” :)

Kiełkowała we mnie jednak długo chęć wprowadzenia do sypialni odrobiny szaleństwa (jakkolwiek dwuznacznie to brzmi:). Biel dawała w niej przestrzeń i świeżość, mi brakowało jednak jakieś kropki nad wnętrzarskim „i”, stworzenia nastroju w pokoju, w którym spędzamy podobno 1/3 życia! I tak kilka nieprzespanych nocy później (zamartwianie się o efekt) ruszyłam do marketu budowlanego po farbę, taśmę malarską i inne gadżety niezbędne do małej sypialnianej rewolucji.

Kupiłam szafirową farbę akrylową do wnętrz. Nie oszukujmy się, nie był to mój wymarzony odcień, ale w sklepie nie znalazłam niestety takiego idealnego. Od razu dokupiłam więc czarny pigment- wiedziałam, że farbę na ścinie chcę mieć ciemniejszą. Wzięłam się więc za mieszanie:

Tak wyglądała droga od koloru wyjściowego do efektu finalnego:

Kolor jaki otrzymałam (i jaki chciałam uzyskać) to bardzo głęboki granatowy, ciepły odcień zdecydowanie kontrastowy do pozostałych, białych ścian w sypialni.

Kolejnym etapem było wyznaczenie za pomocą taśmy malarskiej (tu dobra rada- na taśmie nie oszczędzaj- tylko taśma dobrej jakości pozwoli na namalowanie równej linii oddzieljącej dwa kolory, da się równie łatwo nakleić jak i oderwać, nie nasiąknie, nie będzie rwać itp.itd.). Dobrze jest też finalnie odrywać taśmę, gdy farba na ścianach jeszcze nie zaschnie.

Niektóre linie, które jak wiedziałam będą wyjątkowo dobrze widoczne, poprowadziłam przy pomocy laserowej poziomicy:

To ważne, żeby przy taśmach nie nakładać dużo farby. Te miejsca lepiej malować bardziej suchym niż mokrym wałkiem/pędzlem. Duża ilość farby lubi wejść pod taśmę, co po jej zerwaniu da nieestetyczny, nierówny efekt.

A teraz zostało mi już tyko nalanie farby na tackę, zanurzenie w niej wałka i malowanie !!!

Po pierwszej warstwie odczekałam kilka godzin i ponownie pomalowałam ściany drugą warstwą tej samej farby.

Wieczorem mogłam już zawieszać ozdoby. Większość z nich była na ścianie i przed moim mini remontem, jednak dodanie ciemnego tła sprawiło, że nagle… zaczęły być widoczne! Jako dodatkowy element zawiesiłam małą ceramiczną ośmiornicę, która kilka lat temu przywieźliśmy z wakacji. Do tego czasu szukała biedna swojego miejsca tułając się po łazienkowym parapecie, aż nagle zawisła w sypialni i wydaje się, że to miejsce na nią czekało od początku!

 

Muszę nieskromnie przyznać, że z efektu tej zmiany, która w całości kosztowała mnie jakieś oszałamiające 50 zł jestem bardziej niż zadowolona.Kolor naprawdę zrobił różnicę, sypialnia stała się bardziej przytulna, w naturalny sposób wydzieliła się z niej przestrzeń wyłącznie do spania. Cała reszta pokoju pozostała biała i to rozwiązanie naprawdę mi się podoba!

Jeśli interesuje Was, co wisi nad łóżkiem, to jest to prawdziwy misz masz: stare polskie lustro, duński talerzyk, niemieckie obrazki, małe lusterko to świąteczna zawieszka, a ośmiornica- jak wspominałam wcześniej- przyjechała do nas z włoskich wakacji. I tym sposobem pół Europy znalazło swoje miejsce nad naszym łóżkiem … ze szwedzkiego sklepu :)