Zupa cebulowa, raz jeszcze.
Gdyby nie moja (chyba wrodzona) niechęć do unoszącego się w domu zapachu smażonej cebuli, zupę z niej mogłabym jeść codziennie- szczególnie gdy za oknem temperatura nieubłaganie spada poniżej zera.
Urzeka mnie, jak w iście magiczny sposób ginie cała ostrość tego warzywa, a każda miseczka gorącej zupy pełna jest za to słodkiego, cebulowego aromatu podkreślonego (koniecznie!) świeżo tartą gałką muszkatołową, tymiankiem i chrupiącą grzanką z roztopionym cheddarem na wierzchu.
To jest właśnie prawdziwe „jedzenie na pocieszenie!”.
Uwielbiam cebulową:) Robię dokładnie taką, tylko cebulę podsmażam lekko na maśle a potem gotuje w bulionie i zabielam śmietaną z jednym serkiem topionym śmietankowym. Jest tak treściwa, że nie ma szans na drugie danie :)