Moje wielkie greckie … wakacje
Nie pierwszy, i na pewno nie ostatni (!), raz odwiedziliśmy Grecję. Pachnącą oleandrami, z soczystymi pomarańczami, słodkimi cytrynami i słoną fetą. Spokojną, słoneczną, wakacyjną.
Najedliśmy się po uszy. Pierwszy posiłek w małej knajpce i tylko jedna pozycja w karcie- sałatka grecka na przystawkę, malutkie, smażone sardynki- na główne i deser- zimne kawałki aromatycznego melona. Kwintesencja prostej, smacznej kuchni opartej na tym co świeże i lokalne.
Potem było tylko lepiej, moussaka (mięsna zapiekanka) delikatnie pachnąca cynamonem, opływająca miodem baklava (ciasto phillo z orzechami i słodkim syropem), grillowane souvlaki (wieprzowe szaszłyki) w chrupiącej picie, kalmary, ośmiornice, pachnące pomidory, słone oliwki, zimna frappe (bo Grecy na każdym krokiem raczą się kawą z kostkami lodu- co z resztą nie dziwi. Przy takiej pogodzie…).
Poniżej więc fotosprawozdanie. Głównie kulinarne, z rybami na lodzie, targami i słonecznymi smakami Południa Europy, za którymi już powoli tęsknię…
/grillowane kalmary/
/grillowana ośmiornica/
/cytryny/
/kapary/
/mrożone ciasto phillo w miodzie, nadziewane lodami waniliowymi, chyba nie muszę dodawać, że absolutnie pyszne!/
… i kilka ujęć z targu:
/ślimaki na wagę/
/liście winogron na „gołąbki”/
Kilka kolejnych przepisów na blogu przygotowałam w greckim klimacie, zapraszam więc do krainy ouzo i retsiną płynącej! Yia mas!
Oooo kurcze, jak fantastycznie! Chcę do Grecji :-)
Fantastyczna taka recenzja kraju pokazana przez pryzmat jedzenia :-)