Szwecja w weekend czyli jemy i zwiedzamy
Od zeszłego weekendu Szwecja to dla mnie kraj uśmiechniętych ludzi, świetnego designu, łososia i cudownej pogody. Bo Szwecja rozpieściła nas pogodą, na niebie królowało słońce nie przysłonięte nawet jednym obłoczkiem. Do tego lekki wietrzyk. Raj.
W rejs wybraliśmy się w zacnym blogowym towarzystwie (z Anną Marią, Jagodą i Michaliną), na zaproszenie Unity Line. Cele były dwa: dobrze jeść i dobrze się bawić- oba zostały osiągnięte!
Już na moment po przekroczeniu progu promu zaczęliśmy jeść (ja rewelacyjną zupę rybną ze szpinakowymi kluseczkami, a potem filet mignon, choć chyba największym powodzeniem cieszył się na naszym stole tatar z łososia podany z parą dorodnych małży).
Kolejne posiłki (jedzone zaskakująco często!) to istne szaleństwo smaków: wędzone makrele, gravlax, kacze piersi, a do nich grillowane steki, jagnięcina i zwieńczenie w klimacie włoskim: gnocchi i carpaccio. Żyć, nie umierać.
Nie dalibyśmy rady sprostać takiej ilości jedzenia, gdyby nie trochę ruchu. Pospacerowaliśmy, pooglądaliśmy, pozachwycaliśmy się. Małe domki, lampki w oknach, malwy i róże. Bajkowo, uroczo, pięknie. Na pewno do powtórzenia!
Jednak Szwecja to nie tylko pola porośnięte makami (cudownymi!), strome klify wpadające do morza i uliczki wypielęgnowanych ogródków. To też nowoczesność, sklepy pełne najlepszego wzornictwa na świecie i odwaga architektów, którzy tworzą tu prawdziwe dzieła sztuki.
A na koniec wyprawy czekały na nas warsztaty kulinarne w skandynawskim stylu.
I ich efekt- mój minimalizm na talerzu ;)
Ps. A gdybyście mieli jeszcze ochotę na truskawki, szparagi, albo nie zdążyliście nazbierać czarnego bzu na nalewkę, pędźcie do Szwecji, tam sezon na nie w pełni!
Czyli nie obijałyście się Panie :)
Fajny wypad, nie ma co ;))